Gdybym miała zachęcić do podróży do Kazachstanu, wymieniłabym pięć słów: step, ludzie, chleb, chałwa, bania.

Turystyka w zasadzie w Kazachstanie nie istnieje. Najwartościowsze do odkrycia są przyroda i ludzie. Step hipnotyzuje, ludzie mówią od serca, babuszki dźwigające chleby mnie wzruszają. Bo chleby są pięciokilogramowe (bułursaki), wyrośnięte, gorące, pachnące, prosto z pieca. Szara chałwa słonecznikowa ma niezapomniany smak, taką szorstką, nie do końca zmieloną fakturę, której nigdy nie zapomnę na języku. Bania z wódką relaksuje do nieprzytomności, iglaste witki hartują ciało, może dlatego ludzie ze Wschodu są silni, że „kijem nie dobijesz”. 😉 A za widokiem stepu, w którym niby nic nie ma, długo się tęskni. Step wędrującemu daje wolność w głowie, tworzy przestrzeń w środku. Nieraz podczas sianokosów na Kaszubach próbuję sobie przypomnieć zapach stepu.

Nasz świat się zmienia, makdonaldyzuje, staje się coraz bardziej wirtualny, ale toczki, „posiołki” i „derewnje” w Kazachstanie pozostają wciąż takie same, ujmują za serce w swej otwartości, cieple i prostocie.

* * *

W stepowej pustce jak okiem sięgnąć horyzont. Za oknem pociągu już od dwóch dni żółta trawa. Czasami jakby dla odmiany ogołocone place ziemi laterytowej, tak pomarańczowej, że aż razi w oczy. Kazachskie stepy są płaskie jak deska do prasowania, Step jest bezdrzewny, a żółta wypalona słońcem trawa przypomina pustynię. Ni krzaka, ni cienia, ni studni, tylko regularnie rozmieszczone słupy telegraficzne. Gdzieniegdzie posadzono w kształcie kwadratu albo koła drzewa: topole albo bierozki, żeby wiatr ziemi uprawnej nie wydmuchiwał.

Step jest największą atrakcją przyrodniczą Kazachstanu. Trwające dwie-trzy doby hipnotyczne przejazdy pociągami przez step to ciekawe doświadczenie duchowe. W tej prostej, bardzo czytelnej, uporządkowanej przestrzeni, można poukładać myśli, medytować,  zrozumieć buddyjską filozofię, patrząc na uciekający za oknem krajobraz; życie polega na ciągłej utracie.
Najwięcej się dzieje, podczas kolejnego wschodu albo zachodu słońca. Można wpaść w trans: w rytm stukotu kół wagonów o tory: step, step, step; aż do stepowego letargu.

Pociąg z Pietropawłowska do Ałma Aty jedzie dwa dni i dwie noce. Wagony przypominają „szuflandię”, ludzie w szufladach, bez przedziałów i klas, dziesiątki łóżek w rzędach, piętrowo. Na przestrzał pociągu ciąg materaców, w korytarzach parujące samowary na herbatę.

Kiedy nasz „Orient Express” zatrzymuje się na stacjach na dziesięć minut, czasami na dwadzieścia pięć, pasażerowie wyskakują na peron po zaopatrzenie na drogę. Przy torach stoją babuszki z przenośną garkuchnią, sprzedają pierożki, kwas chlebowy, chleb ze smalcem ze skwarkami. Na bocznym torze stacji stoi wielka stara lokomotywa z czerwoną gwiazdą jak diademem na czole, jakby czas się zatrzymał na ZSRR…

Toczka nr 5

Kazachstan jest dziewiątym co do wielkości krajem na świecie. Od Polski jest osiem razy większy. Leży w sercu wielkiego euroazjatyckiego stepu rozciągającego się od Mongolii aż po Węgry.
Stepy i półpustynie zajmują obszar wielkości mniej więcej Zachodniej Europy. Jest więc gdzie się przemieszczać. Granica Kazachstanu z Rosją na północy i na zachodzie jest jedną z najdłuższych na świecie, ma około 5 tys. km (właśnie mniej więcej tyle pokonałam, jadąc z Gdańska do Karagandy).

Pustka i odosobnienie kazachskiego stepu powodowały, że carowie i przywódcy sowieccy traktowali te tereny jako idealne miejsce na zsyłkę niewygodnych ludzi, którzy im przeszkadzali. Step stał się naturalnym więzieniem bez krat dla Dostojewskiego, Trockiego, Sołżenicyna. Szczególnie upodobał go sobie Stalin.
Tu wysyłał tysiące prześladowanych. Rosjanie wyrzucali z bydlęcych wagonów tłumy zesłańców w „nagi step”. Tworzyli toczki rozmieszczone co równe cztery kilometry. Komandir wbijał kołek w piach. Toczka znaczy kropka, czarny punkt na żółtej połaci mapy. Żeby przetrwać zimę w takiej toczce zesłańcy budowali jamy jak lisy, przecież szałasu nie było z czego sklecić. To stepowa pustka a nie zadrzewiona Tajga. Budowali ziemianki z samanu (to cegły formowane z gliny i ze słomy), żeby nie umrzeć z zimna palili kiziakiem (zeschłym krowim łajnem). Głodowali, nawet wtedy, kiedy w stepie zaczęły powstawać kołchozy.

Teraz  w miejscu dawnych toczek leżą wsie o kosmicznych nazwach, jakaś: Pierwomajka, Tamaszenka, Kamienka, Nowa Kijewka… A Kazachowie i Polacy nadal mówią po staremu: „ja była w szkole w toczce szóstej”, „na msze ja poszła do toczki ósmej”, „jadę na piątkę”.

Jestem królem wszechświata

W Kazachstanie mówią: „Wiadro wódki to nie picie, tysiąc kilometrów nie odległość”. I jest w tym dużo prawdy. Z Korniejewki (obwód Kakszetał w północnym Kazachstanie) udaliśmy się Gazmobilem (zdezelowanym Gazem) do Tonkaszurówki, to około czterdzieści kilometrów drogi. Droga  prosta jak strzała, nie ma zakrętów czy zawijasów, można nastawić autopilota i iść spać. Szarańcza leciała na wysokości przedniej szyby, stukot, łomot zderzających się korpusów, wycieraczki nie nadążały pracować. Na szybie rozbryzgiwał się tłuszcz, była tłusta jak od smalcu. Dodatkowo kierowca musiał przystawać co kilka kilometrów, żeby oczyścić wlot chłodnicy oblepiony mazią od szarańczy, żeby nie przegrzał się silnik.

Droga jak linijką do mapy przyłóż, tzw. „grejdier” – ubita piaszczysta, na niewielkim nasypie, wiodąca w bezkres. Dalej idziemy jakieś osiemnaście kilometrów przez step na pieszo do wsi Oziernoje, w temperaturze dochodzącej do 40 stopni, na przełaj przez chaszcze wyschniętej, pożółkłej trawy. Każdemu towarzyszą unoszące się nad głową ruchliwe roje. To chmara szarańczy. Szumi jak silniczki modeli samolotów.

Stanęłam, by odpocząć, w krajobrazie pustka, żadnego punktu odniesienia dla orientacji. Otchłań: żółty ocean stepu, niebieskie niebo. Rozłożyłam szeroko ramiona, odrzuciłam w tył głowę i krzyknęłam: „Jestem królem wszechświata”.  W stepie każdy może poczuć się Nomadem. Z przodu  i z tyłu nagi horyzont. Step jest bezgraniczny. I wydawałoby się, że to  zwyczajna, płaska powierzchnia, na której nic nie ma, a po powrocie tęskni się właśnie za tym widokiem.

Oziernoje, tam, gdzie Anioł mówi dobranoc

Wreszcie coś w krajobrazie się przełamuje, pojawia się tzw. „miełkosopocznik”, wzgórza oparte o wygasłe wulkany i Haman (po kazachsku znaczy: Zła Góra), w jej okolicy znajduje się kopalnia uranu.
Po trzech godzinach marszu dotarłam do Oziernoje leży w szerokim stepie: 25 km od drogi z asfaltu, 70 km od kolei, 120 km od lotniska. Patrząc na mapę wieś leży gdzieś pośrodku Euroazji. Znajduje się tam najmniejsze na świecie Sanktuarium Matki Boskiej Królowej Pokoju, z największym na świecie przed nim placem – stepem nieogarnionym jak morze. Z daleka majaczy biała wieża z krzyżem.

Kiedy do Oziernoje w 1936 r. przyjechali Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Kazachowie, Polacy, Niemcy i Ingusze nigdzie nie było źródła i ani jednej studni. W pięć lat później w marcu 1941 r. powstało jezioro! Po ostrej zimie, dużych opadach śniegu, i po nadejściu wczesnej wiosny woda spływała strumieniami ze stepów. I w ciągu trzech dni powstała w stepie „kałuża” o długości pięć kilometrów i głębokości siedem metrów. Ale skąd w bajorze wzięły się karasie? Tego nikt nie potrafi wytłumaczyć. Najstarsi mieszkańcy Oziernoje opowiadają, że ryby pojawiły się w jeziorze, bo ptaki ikrę w dziobach przyniosły. Rybny urodzaj ogarnął nie tylko Oziernoje, przyjeżdżały ciężarówki z Czkałowa, a nawet przylatywały „kukuruźniki” z Karagandy odległej o 800 km. Ta ryba w 1941 roku była jak manna z nieba.

Jezioro to się pojawia, to znika. Jezioro wysychało po wojnie dwa razy i w jego miejscu orano ziemię i siano zboże. Dzisiaj ostały się resztki. Na początku lat dziewięćdziesiątych dno wyschło aż do popękanej ziemi, a w rok później znowu przez step popłynęła rzeka, szumiąca jak Niagara, która utworzyła jezioro. Na pamiątkę cudu powstał pomnik Matki Boskiej z rybą w dłoniach. To pielgrzymka Polaków w Poznania przywiozła figurę. Kazachowie wysychające okresowo jezioro nazwali Sesekol (Śmierdzące) od fetoru jaki gromadził się przy brzegu. Polacy do tej pory mówią o nim  jak o Jeziorze Galilejskim.

Żeby stół był zawsze bogaty

Był wieczór, kiedy stanęłam w progu kazachskiego domu, zmęczona, prosto z drogi. Gościnni gospodarze przygotowali „czaj z mołokom”. I nawet nie zapytali kim jestem, od razu pościeli łóżko. Pokój miał wystrój jurty, tonął w żywych kolorach dywanów, haftów, poduch i skór.  Pierwszy łyk herbaty, oblewa mnie błogość i poczucie bezpieczeństwa, mam dach nad głową. Herbata po kazachsku to szaisah: gorąca, mocna, aromatyczna, gorzka. Gospodarz, żeby ją ochłodzić, dolewa mi mleka,  ja żeby złagodzić dogryzam cukier w kawałku, „w prikusku”, przedstawiam się: „ja żurnalist, ja prijechała z Polszy”.
Nazajutrz zabierają mnie do swoich krewnych na fetę. Na Nowosjelje, to potocznie zwane święto, przyjęcie rodzinne, taka parapetówka. Najpierw program artystyczny, Kazach w narodowym stroju, przypominającym ozdobny szlafrok, z oczu bije godność, wygrywa różne melodie na dwustrunowym instrumencie zwanym dombra. Struny dombry są zrobione z żyły konia. I nagle po kilku nutach ogarnia mnie wzruszenie, słyszę znajome dźwięki, Kazach wygrywa na dombrze „Pożegnanie z ojczyzną” Ogińskiego. Gula staje w gardle. Kazachstan mnie wzrusza.

Nakryto do stołu. Rozchodzi się zapach baraniny. Już wiem, co będę jadła, dzisiaj spróbuję narodową potrawę – besparmak, czyli specjalnie przyrządzonego barana. Warto wiedzieć, że w rodzinie kazachskiej nadal kultywowany jest patryjarchat. Dziadek, najstarszy z rodziny, dzieli na części głowę barana, która podobno jest największym przysmakiem. Najbardziej szanowanym spośród gości gospodarz domu przydziela na talerzu wybraną część z odpowiednim specjalnym życzeniem. Najważniejszemu daje na talerzu oko i życzy: abyś bacznie obserwował  otoczenie. Potem częstuje na talerzu uchem: żebyś uważniej słuchał swojego pryncypała. Ucina nos (ryj z nozdrzami) i zmierza do mnie, nogi mi się uginają, z uśmiechem na twarzy życzy: abyś poczuła zapach stepu! 😉

Czuję się uprzywilejowana. Chociaż wolę zapach stepu od zapachu baraniny, staram się mój miękki, delikatny, soczysty kawałek, wyjątkowy kawałek baraniny jeść ze smakiem i  z godnością jako wyróżniony gość.

Proponują coś mocniejszego, czas na alkohol, zaczynają się toasty. Bo to Nowosjelje i toasty muszą być, to nie jakaś zwykła libacja z bimbrem. Gospodarz z szacunkiem udziela głosu pierwszemu biesiadnikowi, ten mówi dotykając ręką serca, składa życzenia pomyślności dla domu i rodziny, wymienia wszystkich domowników z imienia, żeby się powodziło… Jest to tzw. „destarchan”, z przesłaniem, żeby stół był zawsze bogaty… W toaście i w mówieniu od serca sprawdziłam się, wystarczyło się otworzyć. Toasty, toasty, toasty…

A potem rodzinne śpiewy. Tzw. akcyni, zawodowi śpiewacy potrafią przy dombrze wyśpiewywać bardzo długie rymowane pieśni na twój temat, na temat tego, co się dzieje. Język kazachski jest wdzięczny i bardzo łatwo się rymuje się, szczególnie wyrazy w liczbie mnogiej.

Skoro rymowanie nie jest trudne, to można wymyślać wymyślone słowa na wymyślone melodie. Podczas naszej imprezy pewien Kazach w dojrzałym wieku śpiewał przez godzinę bez przerwy rymowanym wierszem, były to wieści rodzinne.

Bania, jak hartowanie żelaza

Mocną atrakcją, którą trzeba obowiązkowo zaliczyć w Kazachstanie jest bania, czyli kazachska, mokra łaźnia. Bania zbudowana jest z drewnianych bali na zrąb układanych, z kominem na dachu. Najlepiej jak stoi nad brzegiem rzeki albo jeziora. Ta, do której zostałam zaproszona, stoi zwyczajnie na podwórku, koło domu w stepie. Rozpoczynamy rytuał, duży kocioł wody grzeje się na ogniu,  szybko przekonuję się, czym się różni od fińskiej. Jest jeszcze więcej pary, biało, mlecznie, zawiesiście, nożem można kroić. Mój kompan rozgrzane kamienie polewa piwem, uwaga: rozcieńczonym z wodą. Tłumaczy: jak polejesz samym piwem pojawia się zapach spalonego chmielu, a jak piwem rozrobionym z wodą pojawia się zapach świeżego chleba. Ach! Od razu czuję się głodna.

Wołodia wyskakuje po coś na zewnątrz, wraca w garści ze świeżo zerwanymi brzozowymi witkami z liśćmi. I zaczyna się nimi okładać, zachęcając bym to samo robiła. To pozwala jeszcze bardziej wymasować i zrelaksować ciało. Dodatkowo uderzenie miotłą powoduje, że zwiększa się temperatura powietrza i para bardziej dociera do ciała. Więc uskuteczniam to „samobiczowanie”, widocznie zasłużyłam.  Ale Wołodia przynosi jeszcze lepsze witki. Miotełki z choinek. Smarujemy ciała miodem, miód wsiąka i znowu się okładamy. Teraz już trudniej wytrzymać, igły kłują! To taki naturalny piling i masaż.

Gospodarze robią sobie zapas takich miotełek z bierozki na zimę, suszą je na poddaszu, potem przed pójściem do bani wystarczy zaparzyć w gorącej wodzie, liście miękną i gotowe do użycia.

Na koniec oblewamy się kubłem lodowatej wody. Podczas zimy można wyskoczyć na zewnątrz na śnieg i dać nura w zaspę. Z banią jest tak jak z hartowaniem żelaza – podsumowuje Wołodia zapraszając mnie do przedsionka banii, jest to tzw. priedbanak. To ci niespodzianka dla umęczonego ciała! Na stoliku wszystko co trzeba: wódka, bimber, kiełbasa… Przypomina mi się tekst z „Losu człowieka” Szołochowa, po pierwszym nie zakąszam (poslje pjerwoj nie pakuszaju)… Po banii czuję się jak nowonarodzona.

Na bazarze w Bałchaszu

Bałchasz jest położony na południowym wschodzie, pośród stepów i półpustyń.  W średniowieczu przez to miasteczko wędrowały karawany wzdłuż Jedwabnego Szlaku.
W drodze do centrum Bałchasza usłyszałam w autobusie od konduktora, u którego kupowałam bilety: uważaj, Kazachowie kradną kobiety. Owszem nadal obowiązuje zwyczaj porywania dziewczyny, bo jak Kazach chce mieć żonę powinien ją sobie ukraść, dać za nią okup ojcu. Jednak wcześniej jest to wszystko uzgodnione z rodzicami.
Zdrożeni przybywamy na miejsce. Upał słabnie dopiero o godz. 22, wybieramy się wykąpać nad słodko-słone jezioro Bałchasz, woda jak dobrze podgrzana zupa, na policzkach czuję jeszcze ciepły powiew od stepu.

Nazajutrz rano wybieramy się na bazar. W Bałchaszu koniecznie trzeba zaliczyć bazar, który jest przecież symbolem kultury Wschodu, to uczta dla zmysłów: kolory, zapachy, bałagan, kazachski rab. Bazar jest podzielony na część  owocowo- warzywną i na ubrania.
Przed zakupami wymieniam pieniądze: 1 dolar na 155 tenge,w  banknotach po 3 i 5… Pan w budce wręcza mi 15 tys. 500 tenge , czyli kilogram tengee zawinięty w gazetę. Ładuję kasę do plecaka i na zakupy.

Idziemy za zapachem, zaczynamy od jedzenia. Jeśli chcesz się najeść i napić, naucz się kilku trudnych słówek po kazachsku. Pyszne pieczone pierogi, pakowane w gazetę lub wyrwaną stronę z książki, to czubyriki. Moich kolegów bardziej kusiły wędzone sumy, płat jednego suma jest wielkości połowy człowieka. Taką suszoną rybę na słońcu (okonie, płotki, sandacze, sumy) w kawałkach Kazachowie podają zamiast orzeszków czy paluszków do przegryzienia… do piwa.
Idziemy dalej za zapachem,  z rybnego wchodzimy w owocowy. Dookoła roznosi się słodki zapach melonów. To niezapomniany widok, kiedy z południa wloką się ciężarówki całe obładowane arbuzami albo dyniami, melonami.

Z części żywieniowej przechodzimy na część ubraniową, wchodzimy w kolory. Postanawiamy przebrać się za rasowych Kazachów, ku radości sprzedawców z kolorowych, obwieszonych jak szafy stoisk. Zaczynamy od czap różnego kalibru: tiupitiejki (okrągłe czapeczki) albo te wysokie, zwane małachaja, futrzane lisie na zimę. Zachęcani przez sprzedawców rozkręcamy się na całego: ja przymierzam kobiecą chałatę (kamizelę)  z wyszywanymi wzorami złotą nitką, haftowane suknie i welony. Koledzy fotografują się w ciapanach jak szlafroki do traperów. Przebierankom towarzyszy dużo śmiechu i życzliwości dookoła.  Przeglądamy się w kawałku rozbitego lustra, bo tylko takie miał sprzedawca.

Następnie szukamy gadżetów. Można kupić pamiątki: tarczę, którą chroni dom, jak ją powiesisz na ścianie; bicz do poganiania koni, tzw. kancza; laskę. Ja wyszukałam tradycyjną biżuterię z ornamentami kazachskimi. Kiedy już jestem wystrojona jak prawdziwa Kazaszka, po wyjściu z bazaru, koledzy jednogłośne stwierdzają, teraz to już na pewno w Bałchaszu cię ukradną.

Autor: Olga Dębicka, National Geographic Traveler, nr 3, marzec 2012

 

 

Kazachstan – informacje praktyczne

1. Powierzchnia/Położenie 2 171 300 km kw
2. Ludność (liczba mieszkańców) 15 396 929
3. Języki: kazachski – urzędowy, rosyjski – porozumiewa się w nim ponad 100 narodowości w Kazachstanie
4. Religie: islam 47%, prawosławie 15%, inne 38% (w tym katolicyzm)
5. Waluta tenge (KZT)=100 tiyn, orientacyjnie ok. 1 PLN=50 000 KZT, 1 USD=150 000 KZT, 1 Euro= 180 000 KZT
6. Kiedy jechać?
Najlepiej pojechać na wiosnę: w kwietniu, w maju, latem jest za gorąco, nawet 40-stopniowe upały. Jesienią, w październiku często deszcze. Albo zimą, jak ktoś lubi zimowy survival: minus 30- 40 stopni, mróz, śnieg, wieje buran, konieczne czapki futrzane!
7. Wiza – obowiązkowa, koszt wizy to 370 zł + opłata konsularna 35 Euro,
8. Dojazd:
Można pociągiem z Berlina przez Warszawę do Astany, tani, ale jedzie aż przez 4 doby.
Będzie szybciej, bo w 3 doby pociągiem z Warszawy do Moskwy i potem z przesiadką Moskwa-Karaganda albo Moskwa-Pietropawłowsk ( 3 doby, to i tak niezły wynik – 5 tys. km, skoro nasz Intercity trasę Gdańsk-Warszawa – 350 km pokonuje w 7 godz.)
Autobusem z Gdańska do Pietropawłowska – 2 doby.
Jeżeli zależy na czasie, lepiej samolotem, z Polski nie ma bezpośredniego połączenia, można polecieć do Kijowa, a stamtąd do Astany albo z Warszawy do Moskwy i stamtąd do Astany.
Są regularne połączenia lotnicze z Frankfurtu do Astany i do Ałmaty.
Koszt biletu lotniczego: 2 tys. – 2,5 tys PLN w jedną stronę w klasie ekonomicznej, 3 tys. PLN w jedną stronę w klasie biznes.
9. Komunikacja:
Jak już jesteś w mieście, możesz przemieszczać się autobusami albo taksówkami, które są tanie. Ale najlepsze są tzw. „marszrutki”, małe busiki, do których wskakujesz, bardzo sprawnie poruszają się po centrach i przedmieściach. Warto też wiedzieć, że w Kazachstanie „każdy jest taksówkarzem”, wystarczy, że podniesiesz rękę i za parę tenge podwiezie cię kierowca ciężarówki, karetki pogotowia, „Łady”… Ważne, żeby na początku ustalić, stargować cenę.
10. Bezpieczeństwo – jest w miarę bezpiecznie, wiadomo, tak jak wszędzie są kieszonkowcy i naciągacze. Ale lokalna ludność jest szczególnie pomocna dla Polaków, podwiozą autem, wytłumaczą drogę, ostrzegą.
Plagą jest korupcja i wymuszenia, nawet na stacji kolejowej przy zakupie biletu. Policja czy celnicy podczas sprawdzania dokumentów cudzoziemców nie raz dają do zrozumienia przedłużając kontrolę, że czekają na łapówkę.
11. Zdrowie
– Nie ma obowiązkowych szczepień.
– Przewodniki podają, że cudzoziemcy powinni mieć zaświadczenie w języku rosyjskim albo angielskim, że nie są nosicielami wirusa HIV, inaczej w ciągu 10 dni będą zmuszeni zrobić badanie w Kazachstanie.
– Zęby można myć w wodzie z kranu, w mniejszych miejscowościach woda ze studni, bardzo czysta, filtrowana przez glebę, jak mineralna.
12. Warto wiedzieć:
– całe terytorium Kazachstanu objęte jest jedną strefą czasową: + 5 godz. w stosunku do czasu w Polsce zimą, a latem + 4 godz.
– nie ma tradycji dawania napiwków, ale zgodnie z obyczajem, jak przychodzisz w gości trzeba przynieść gościniec (czekoladki, alkohol). Wchodząc do domu czy do jurty, należy zdjąć buty i ściągnąć czapkę.
Jak się pije alkohol wymagane są toasty, po udzieleniu głosu przez gospodarza trzeba życzyć rodzinie i domowi, żeby się powodziło, tzw. „destarchan”, żeby stół był bogaty.
– lepiej nie żartować z Prezydenta Nursułtana Nazarbajewa i z jego kolejnych programów rozwoju typu „Kazachstan 2030”,  jako głowa państwa jest darzony szacunkiem.
– meczety w Kazachstanie nie są do zwiedzania, tylko do modlitwy.
13. Poczuj klimat:
– piękne bajki kazachskie w języku polskim –  tłumaczone ze zbioru „Kazachskije narodnyje skazki”, np. „Trzej Bracia. Baśń Kazachska”
– W 1968 roku Ryszard Kapuściński napisał książkę „Kirgiz schodzi z konia”. Były to reporterski obraz nieeuropejskich republik ZSRR, opisał Gruzję, Armenię, Azerbejdżan, Turkmenistan, Tadżykistan, Kirgistan i Uzbekistan. I choć nie opisał Kazachstanu, warto po tę lekturę sięgnąć, by poczuć klimat Wschodu przed podróżą.
– kazachski rab, np. o mieście Ałmata – do posłuchania
14. Adresy – ambasady, konsulaty

Ambasada Republiki Kazachstanu

ul. Królowej Marysieńki 14, 02-954 Warszawa
tel. 642 53 88; fax 642 34 27
e-mail: kazdipmis@hot.pl
kzdipmis@ant.pl
Internet: www.kazakhstan.pl

Wydział Konsularny

tel./fax 642 37 65
e-mail: zhan@o2.pl

Ambasada RP

ul. Saryarka 15, Centrum Biznesowe „Iskier”, 01000 Astana
Kazachstan
tel. +7 (7172) 944400, fax: +7 (7172) 944401
e-mail: astana.amb.sekretariat@msz.gov.pl
Internet: http://www.astana.polemb.net/
Godziny urzędowania Ambasady RP w Astanie w dni powszednie: 9.00 – 17.00

Wydział Konsularny

adres jak wyżej
tel. +7 (7172) 944410,  faks: + 7 (7172) 944411
e-mail:    astana.amb.wk@msz.gov.pl
telefon alarmowy w Astanie: +7 701 765 51 70

15. Strony www

Informacje o Kazachstanie na stronach The Lonely Planet
http://www.lonelyplanet.com/kazakhstan

Opis wypraw do Kazachstanu
http://kompas.travel.pl/relacjeZWypraw/WyprawaDoKazachstanu2010

organizacja wypraw komercyjnych do Kazachstanu (terminy, koszty, trasy)
http://www.kazachstanwyprawy.turystycznie.pl/?pl_terminy-koszty-trasa-2012,12

3 sposoby na Kazachstan

Nocleg

TANIO

– w Ałmacie
So Young’s Happiness Guest House
rezerwacja: sisyoungs@hotmail.com
hostel za 26 euro
dobre odległości na spacer do zabytków i pubów

-można znaleźć nocleg nawet za 4-10 USD w tanich motelach

– w drodze jest możliwość spania w jurtach i obserwowania wypasu koni.

– najtaniej na polach namiotowych (trzeba zabrać z Polski namiot), przy wioskach w stepie nieraz woda ze studni albo z dowożonych baniaków.

– możliwość noclegu przy niektórych polskich parafiach, plebaniach są domy gościnne.

PRZYSTĘPNIE

w Ałmacie
Worldhotel Saltanat Almaty
za 153 euro
Saltanat Almaty znajduje się w centrum, niedaleko opery, Placu Republiki i Muzeum Narodowego Kazachstanu.

LUKSUSOWO

w Astanie
Okan Intercontinental Astana
najbardziej prestiżowy i największy hotel, pokoje wykładane pluszem, kilka restauracji, centrum odnowy biologicznej z krytym basenem.

w Ałmacie
Hyatt Regency Almaty (z ogromnym oszklonym atrium wokół)
za 396 euro

Royal Tulip Almaty za 259 euro (położony w dzielnicy biznesowej, w pobliżu Ałma-Ata Tower i Pałacu Prezydenckiego)

Rixos Almaty Hotel
za 271 euro
znajduje się w pobliżu lotniska, niedaleko opery i stadionu narodowego.

Hotele sieci Radisson w Ałmacie i Astanie, mają 5*, ale spełniają oczekiwania na 6 *.

Jedzenie

TANIO

– najtaniej wyżywisz się na bazarze: chleb-bułursaki, liepioszki prosto z pieca, pierożki – czubyriki, kiełbasa z koniny (kazy), kindziuki,  sfermentowane kobyle mleko (kumyz) – kefir z półprocentową zawartością alkoholu i oczywiście czaj z mołokom.

PRZYSTĘPNIE

w motelach, w knajpkach w centrach Ałmaty czy Astany,
np. Tiubiteyka  w Ałmacie, kuchnia azjatycka
Uwaga np. w Pietropawłowsku albo w Karagandzie zdarzają się jeszcze restauracje z pełnego socrealizmu.

LUKSUSOWO

Line Brew (kuchnia międzynarodowa) nr 1 w Astanie, najlepsze steki.

Rozrywka

TANIO

najtaniej podczas różnych festynów, zabawy Kazachów z końmi:
egzotyczna odmiana polo zwana „kokpar”, do której zamiast piłki używają korpusu kozy.
Inna gra zwana „kusku” – ściganie się na koniach chłopaków z dziewczynami.

PRZYSTĘPNIE

– Ałmaty to najbardziej kosmopolityczne miasto Centralnej Azji – rzędy markowych sklepów pełne towarów, restauracji, kasyn, pubów, dyskotek… Potężny bazar z atmosferą arabsko-azjatycką, wielki mongolsko-turecko-chiński handel.

W kompleksie sportowym Medeo jest najwyżej położone lodowisko na świecie, można się wybrać na łyżwy.

Chimbulak Ski Resort – najlepszy na narty ośrodek w Ałmaty

LUKSUSOWO

symbolem luksusowych zakupów i rozrywek jest Astana (kasyna, nocne kluby, luksusowe sklepy z biżuterią), z centrum
przypominającym Manhattan albo ze względu na bogaty, futurystyczny design kojarzony nawet z Dubajem.